Witajcie,
chciałbym się krótko podzielić komentarzem do dzisiejszej Ewangelii:
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go rozpoznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych tam, gdzie jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby ci choć frędzli u Jego płaszcza mogli dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie (Mk 6, 53-56).
Wydaje mi się, że największą przeszkodą na drodze do uzdrowienia jesteśmy my sami. Ewangelista Marek mówi wyraźnie, że wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie. Gdy przyjrzymy się bliżej swoim myślom, to być może okaże się, że z jakiegoś powodu wykluczamy innych z możliwości doświadczenia tego, czego doświadczyli ludzie uzdrowieni przez Jezusa. Dobrze znamy swoje zastrzeżenia wobec innych, wynajdowanie u nich różnych niedociągnięć itp. Z drugiej strony brakuje nam też postawy mówienia Jezusowi o tych osobach z miłością i powierzeniem ich. Wczoraj w Ewangelii słyszeliśmy o apostołach, którzy powiedzieli Jezusowi o chorobie teściowej Szymona. To może być i nasza modlitwa: mówić Bogu o drugim człowieku z miłością i troską.
Jest jeszcze coś. Otóż często znajdujemy wady innych i na tym się skupiamy. Tak ujawniamy postawę serca wobec samych siebie: także i siebie potrafimy pozbawić uzdrowienia. Zły działa przede wszystkim przez złe myślenie o sobie. Bóg nigdy nie myśli źle o nas. Uczmy się na modlitwie przychodzenia do Jezusa w postawie zaufania, że wszyscy mogą dostąpić Jego uzdrowienia i że wszystko we mnie może być uzdrowione.
Z modlitwą,
o. Dariusz Michalski SJ
Kustosz Sanktuarium
Więcej rozważań na: