„W trzecią ciążę zaszłam we wrześniu 2019 roku, kiedy świat był jeszcze normalny i nic nie zapowiadało, że może się to zmienić. Imię dla dziecka, gdyby okazało się chłopcem, mieliśmy wybrane już dawno – Ignacy Filip. Byliśmy pod wrażeniem duchowości św. Ignacego z Loyoli i św. Filipa Neri, więc za doskonały pomysł uważaliśmy połączenie tych imion. Faktycznie, niedługo okazało się, że na świat ma przyjść synek.
Gdy byłam w szóstym miesiącu ciąży, zaczęła się wirusowa panika i wszystko, co z nią związane. Mnie, jako ciężarnej kobiecie, podwójnie udzielił się strach o zdrowie i o to, czy mąż będzie mógł być przy porodzie, jak to miało miejsce przy starszych dzieciach. Czas oczekiwania na rozwiązanie w pandemii był dla mnie dużym obciążeniem psychicznym.
Na szczęście zaczynał się Wielki Post, więc postanowiłam wybrać sobie świętego, który poprowadzi mnie do Wielkanocy. Bez większego zastanowienia wybrałam św. Ignacego.
Było dla mnie wielkim zaskoczeniem, gdy dowiedziałam się, że jest on patronem kobiet w ciąży i rodzących. Byłam w szoku, ponieważ było to nasze trzecie dziecko, a wydawało mi się, że jestem doskonale zorientowana w świętych, którzy „specjalizują” się w tym temacie. W końcu dwie poprzednie ciąże też „omadlałam” przy ich pomocy, a św. Ignacego przegapiłam. Uznałam, że został mi dany specjalnie na tę trzecią ciążę, która przypadła na zarazę. Od razu poczułam się bezpieczniej. To było niesamowite, że najpierw wybraliśmy imię dla dziecka, a potem dowiedzieliśmy się o szczególnej pomocy tego patrona. Zaczęłam się modlić codziennie za jego wstawiennictwem.
Gdy zbliżał się termin rozwiązania, marudziłam mężowi, że bardzo chciałabym mieć sprawny i szybki poród. Pamiętając dwa poprzednie, które były ponad dziesięciogodzinnymi bolesnymi oczekiwaniami aż coś się zacznie w ogóle dziać, marzyłam o szybszej akcji. Mąż nawet spytał mnie, co konkretnie oznacza dla mnie „szybki poród?”. Odpowiedziałam, że „trzy godziny bólu, to byłoby naprawdę sprawnie”. Starałam się być spokojna, ale ludzkie odruchy lęku brały czasem nade mną górę. Dodatkowo okazało się, że mąż ze względu na epidemię, nie będzie mógł uczestniczyć w porodzie. Zaczęłam modlić się w sposób absolutnie bezpośredni i w prostych słowach do św. Ignacego, by pozwolił mi urodzić w trzy godziny i wziął mnie za rękę, skoro będę sama.
To był mój najlepszy poród. Miałam cudowne położne, które mi towarzyszyły i wspierały. Gdy dzidziuś przyszedł na świat, zdziwiłam się, że już po wszystkim.
W książeczce zdrowia dziecka mam wpisany łączny czas trwania porodu: 2 godziny 53 minuty.
Naprawdę czułam się mocno zaopiekowana i bardzo szczęśliwa.
Dziękuję św. Ignacy za tak konkretną pomoc.
Małgosia”.
Zobacz też: