Chociaż od kilku lat podążam drogą Ćwiczeń Duchowych spisanych przez św. Ignacego Loyolę, to jednak aż do dnia narodzin naszej Wnuczki nie wiedziałam, że jest on patronem kobiet rodzących. Ciąża córki od początku przebiegała nie bez komplikacji. Zapewne miał na to również wpływ jej stan zdrowia, poważne problemy neurologiczne i kardiologiczne, które trapiły ją od dzieciństwa i z tego właśnie powodu, prowadzący ją lekarz neurolog zalecił, aby córka nie rodziła w sposób naturalny, ale by dziecko przyszło na świat przez cesarskie cięcie i wydał stosowne zaświadczenie dla lekarza ginekologa. Jednakże lekarz ginekolog prowadzący córkę, a także ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego, na którym córka miała rodzić i gdzie również parokrotnie leżała na podtrzymaniu ciąży, kategorycznie odrzucili zalecenie neurologa. Oczywiście poród naturalny jest rzeczą bezcenną, jednakże tak bardzo zasadnicza postawa lekarzy ginekologów budziła nasz niepokój.
To była sobota, 22 października 2016r., kilka dni po wyznaczonym terminie porodu. Córka była umówiona na poniedziałek rano do szpitala, w celu rozważenia, czy nie ma konieczności wywołania porodu. Tego wieczora byłam na przyjęciu u przyjaciół, zaś mąż odbywał pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Ok. godz. 21.00 zadzwoniła córka, (mieszka 280 km od naszego domu) z wiadomością, że zaczęły się słabe skurcze, którym towarzyszą bardzo silne bóle około kręgosłupa. Próbowali (córka i zięć) skontaktować się z prowadzącym ją lekarzem ginekologiem, (byli umówieni, że będzie asystował przy porodzie), ale bezskutecznie. O północy zdecydowali się na wyjazd do szpitala. Po tej wiadomości, wróciłam do domu. Byłam bardzo przejęta, pełna obaw i wewnętrznego przekonania, że jeśli trzeba to wybłagam cud…, ale czułam się tak bardzo nikim wobec Boga i pomyślałam, że potrzebuję świętego Orędownika, który się wstawi za naszą córką i jej dzieckiem. Zbliżała się pierwsza w nocy, otworzyłam komputer, by poszukać, który święty/a jest patronem matek rodzących. Znalazłam bardzo szybko i poczułam jakby „kamień spadł mi z serca”, i wiedziałam, że lepiej być nie mogło. Pomyślałam, a właściwie była to modlitwa: „Święty Ojcze Ignacy, jesteś mi tak bliski przez drogę ćwiczeń Duchowych, nigdy dotąd o nic Cię nie prosiłam, więc teraz proszę spraw, by poród przebiegł bezpiecznie i szybko.” Czytając jeszcze tej nocy o św. Ignacym dowiedziałam się, że za swojego życia wymodlił szczęśliwe narodziny dla Aleksandra Farnese, przyszłego generała zasłużonego w bitwie pod Lepanto, bitwie w obronie wiary chrześcijańskiej, której zwycięstwo przypisuje się wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny i właśnie na Jej cześć dzień 7 października (data bitwy) ustanowiono Świętem Matki Bożej Różańcowej. A 7 października to również data naszego ślubu i dzień imienin naszej córki – i ta okoliczność była dla mnie jak odpowiedź niosąca nadzieję. Wyłączyłam komputer i modliłam się. O godz. 1.30 (w nocy) przyszła wiadomość, że córka przygotowywana jest do cesarskiego cięcia a dwie godziny później otrzymałam smsa ze zdjęciem maleńkiej wnuczki, wszystko było dobrze, ale zdjęcie trochę mnie zaniepokoiło.
Po kilku godzinach zadzwoniła córka i opowiedziała mi szczegóły narodzin naszej wnusi. Gdy do północy nie udało się im skontaktować z prowadzącym lekarzem pojechali do szpitala. Na miejscu nie było ani wspomnianego lekarza ani ordynatora oddziału, tylko dwaj dyżurujący lekarze nieznani córce. Położna, która ją przyjmowała, powiedziała, że prawdopodobnie będzie potrzebne cesarskie cięcie. Badanie wykazało, że pomimo silnych skurczów organizm nie jest gotowy do porodu. Nie można było też wykonać badań USG z powodu awarii aparatury. Lekarze dowiedziawszy się o zaleceniach neurologa, zapytali, czy córka wyrazi zgodę na cesarskie cięcie – zgodziła się. W czasie zabiegu okazało się, że dziecko było źle ułożone i nie było szans na poród naturalny. Miało też już sine rączki (właśnie to zaniepokoiło mnie na zdjęciu) i każda kolejna chwila groziła poważnym niedotlenieniem. Moja prośba o owe „szybko” nie była więc bezpodstawna.
Myślę, że gdyby inni lekarze byli przy porodzie córki, też podjęliby ostatecznie słuszne decyzje. Ale historia narodzin naszej wnusi potoczyła się właśnie tak a nie inaczej. Wierzę w szczególne wstawiennictwo św. Ignacego i w to, że nadal się nią opiekuje i że może uczyni ją swoją duchową córką… a może już to zrobił?
Maria – szczęśliwa babcia
Jeśli chcesz podzielić się swoim świadectwem związanym ze wstawiennictwem św. Ignacego Loyoli i korzystaniem z wody św. Ignacego napisz do nas: [email protected]